Pożoga - Pożoga - streszczenie

Narrator-bohater powieści rozpoczyna swoją opowieść od romantycznego, lirycznego opisu domu rodzinnego i jego okolic. Wspomina nie tylko piękno krajobrazów wołyńskich, ale również z nutką rozrzewnienia przywołuje nazwy sąsiednich posiadłości ziemskich z nazwiskami ich właścicieli. Snuje teraz, już z perspektywy czasu, wniosek: „to lata błogiego stanu, którego kres miał wkrótce nastąpić”.

Pierwsze symptomy „Wielkiej Wiadomości”, jak to nazywa narrator, przyszły w marcu, 1917 r. Były to dopiero nieśmiałe echa wydarzeń dziejących się w północnej Rosji. Inteligencja wołyńska przyjęła te rewolucyjne sygnały z nieukrywanym entuzjazmem i radością, chłopi zaś – na razie nieufnie i z pogardą. Nikt wtedy nie przypuszczał, że tak tragiczny przybierze to obrót. Nie wiadomo skąd i niemalże nagle dawało się słyszeć „jeden wielki jęk” pośród chłopskich chat, złowieszczy pomruk: „oddajcie nam ziemię!”. Rosyjski wysłannik z Piotrogrodu dyskretnie zaczął wprowadzać zamęt w głowach prostego ludu. Nie przestawał mącić mimo pierwszego oporu chłopstwa i postawy niedowierzania. „Przecież to ziemia naszych panów, więc jak to tak, mamy ją wziąć teraz sobie” – mawiano tu i ówdzie. Wróg jednak czuwał. Już w lipcu i sierpniu tego samego roku doszło do pierwszych napadów na majątki ziemskie. Miejscowa inteligencja przez pewien czas próbowała przeciwstawić się tej złowieszczej sile, nawet doszło do krótkotrwałego powstania, ale nic to nie dało. I wtedy po raz pierwszy Wołyń usłyszał nazwisko Lenina, Trockiego, Stiekłowa – przywódców rewolucji. Stacjonujące tu, przyjazne Polakom, oddziały kozackie pod dowództwem Korniełowa musiały odjechać. Strach padł na miejscową, zamożną ludność. Teraz już nikt nie stanie w ich obronie. Narrator przeniósł się więc ze swoją rodziną z posiadłości letniej do pałacu z potężnymi murami i okratowanymi oknami: „miałam wrażenie, że razem z naszym dworkiem zostają za nami najpiękniejsze nasze lata”. Należało się schronić, bo sytuacja stawała się groźna, a plotek o pierwszych krwawych rabunkach nie można było lekceważyć.

 

Nadchodzące miesiące przerosły wszelkie oczekiwania. Nikt nie wyobrażał nawet sobie, jaką rzeź na Wołyniu spowoduje rewolucja rosyjska z 1917 roku. Wycinano lasy, rozbierano lub palono domy. Nieoszacowanej wartości zabytki niszczono w bestialski sposób. „Upadek każdego dworu miał swoja historię, pełna dramatycznych zajść” – powie narrator. Potem dodaje: „niestety, dziś one wyszły z pamięci i głowy; zbyt wiele ich wtedy było…” i tu oddaje się wspomnieniom. Przywołuje obrazy makabryczne i wstrząsające. Padają konkretne fakty i nazwiska. Zimą w 1918 roku zrównano z ziemią wszystkie majątki na Podolu. Zgasła nadzieja na uformowanie się polskiego wojska na Wołyniu. Zabrakło też wstawienia się Polski za Polakami na kresach. Zdławiono patriotyczny zryw wolnej Ukrainy. Narody żyjące dotąd w zgodzie, pałały do siebie nienawiścią. Polak przestał być dla Ukraińca przyjacielem i odwrotnie.

 

Dwa zdarzenia z życia bohaterki kończące jej książkę okazały się szczególnie ważne. Pierwsze dotyczy polskich oddziałów partyzanckich pod dowództwem Feliksa Jaworskiego, do którego przyłączył się mąż bohaterki, Stefan. Kiedy stawili się w Nowosielicach, rozpędzili ukraińską bandę rzezimieszków. Mężczyźni uciekli, kobiety jednak nie zdążyły. Stefan roztropnie zaproponował puścić wolno złapane kobiety. Powiedział wtedy: „ja z babami nie wojuję. U każdej małe dzieci […] Żona nie może odpowiadać za męża”. Nie wiedział jeszcze wtedy, jak zbawienne dla jego żony i dzieci będą to słowa. Drugie, to rozstanie z mężem, kiedy podjęli decyzję o ucieczce do Polski. Mąż ruszył wtedy sam, ze względu na szalejącą zimę, bohaterka została z dziećmi. Przez ten czas nie widziała się z mężem siedem miesięcy. Przeżyła w tym czasie mrożący krew w żyłach moment, kiedy złapana została przez ukraińską bandę. Uratowało ją to, że jeden z partyzantów rozpoznał w niej żonę Stefana i przypomniał uwolnienie ich kobiet.

 

Jest miasto Ostróg, 21 sierpnia 1918 roku. Bohaterka wchodzi do jednego z budynków, prawdopodobnie jest tu jej mąż. Żyd mówi, że jest, faktycznie, w pokoju nr 7, „tam na prawo…”

Pożoga