Dziady II - Dziady II - streszczenie

epoka: Romantyzm

Chór wyraża zaniepokojenie mającymi nadejść wydarzeniami. Guślarz nakazuje zamknąć drzwi do kaplicy i wszystkim zebranym stanąć wokół ustawionej na środku trumny. Nie pozwala zapalić żadnej świecy, a dodatkowo, dla większego zaciemnienia, każe w oknach zawiesić całuny. Zaczyna przywoływać dusze czyśćcowe, obiecując im jałmużnę, pacierze oraz poczęstunek jadłem i napojami. Zapala garść kądzieli i wywołuje duchy lekkiej kategorii. Pod sklepieniem pojawiają się duchy dzieci, które przybyły do swojej mamy i są zdziwione, że ona ich nie poznaje. Opowiadają też, że na skutek beztroskiego życia na ziemi droga do nieba jest dla nich zamknięta. Ubolewają, że nikt nie wymagał od nich niczego, że jedynym ich zajęciem były zabawy. Nie zakosztowały trudu obowiązków, żyły beztrosko i szczęśliwie, zawsze były syte i rozpieszczane, dlatego teraz nie mogą dostać się do raju. Guślarz proponuje im skosztowanie różnych przysmaków, ale duchy dzieci proszą tylko o ziarenka gorczycy. Guślarz daje im po ziarenku i dzieci oddalają się, przestrzegając zebranych w kaplicy, że nikt, kto nie zazna trudu i goryczy na ziemi, nie zasłuży na niebo. Wypowiadane przez gromadę zaklęcia sprawiają, że duchy Józia i Rózi znikają.

 

Przewodniczący obrzędowi Guślarz zapala następnie kocioł z wódką i przywołuje duchy ciężkie. Zjawia się straszny upiór, na widok którego wszyscy wyraźnie są poruszeni. Guślarz opisuje głośno jego wygląd i informuje zebranych, że oto pojawiła się jakaś potępiona dusza. Widmo zza okna zwraca się do zebranych jako do swoich dzieci i przypomina im, że był niegdyś dziedzicem tej wioski. Dodaje, że znajduje się w mocy złego ducha i że okropnie cierpi, bo trapi go wieczny głód, którego nie może zaspokoić, bo wszystko odbierają mu żarłoczne ptaki. Na pytanie Guślarza, czego pragnie, by dostać się do nieba widmo oburza się i mówi, że wspomnienie o raju to bluźnierstwo, a on wolałby już pójść do piekła, by wreszcie jego męczarnie się skończyły. Do dialogu Guślarza i Widma włączają się dawni słudzy, którzy przyjęli postać ptaków. Oskarżają Widmo o okrucieństwo, podłość, znieczulicę, obojętność wobec cierpienia i nędzy innych. Kruk oskarża go o to, że kiedy urwał parę owoców z jego sadu, to dziedzic kazał go wychłostać tak dotkliwie, że na skutek odniesionych obrażeń zmarł. Sowa wypomniała mu, że nie miał litości dla nikogo i kiedy w dzień wigilijny poszła z maleńkim dzieckiem prosić o jałmużnę, to dziedzic, choć spał na złocie, nie udzielił jej pomocy, kazał sługom wyrzucić ją za bramę, gdzie z głodu i wychłodzenia organizmu zamarzła razem ze swoim dzieciątkiem. Kruk i Sowa wzywają inne ptaki, by i one nie znały litości i aby nie pozwalały tknąć niczego z jadła przygotowanego na ucztę. Krzyczą, że sięgną nawet do gardła nieszczęśnika, by wydrzeć mu jadło. Zły Pan, któremu każdy kęs wydzierają ptaki, odchodzi z wielkim jękiem, napominając przedtem gromadę, że muszą być dobrzy, miłosierni i wrażliwi, że każdy musi być szlachetnym człowiekiem, bo inaczej spotka ich taki los, jaki spotkał jego. I najgorsze, że żaden człowiek nie może mu pomóc. Jednak taki wyrok niebios uważa za jak najbardziej sprawiedliwy. Sam przyznaje, że nie był dobrym człowiekiem ani razu, dlatego też żaden człowiek nie może mu w niczym pomóc. Zaklęcia wypowiedziane przez wieśniaków sprawiają, że Widmo Złego Pana znika.

 

Guślarz zapala tym razem wianek z poświęconych ziół i przywołuje duchy pośrednie. Na wezwanie zjawia się duch pięknej, młodej dziewczyny, która przedstawia się jako pasterka Zosia. Mówi ona o przyczynach swoich cierpień, o tym, że szarpana nieustannie wiatrem jej dusza pędzi bez chwili wytchnienia po świecie i nie może ani dotknąć ziemi, ani dostać się do nieba. Na pytanie Guślarza, jak mogą jej pomóc, by ulżyć jej cierpieniom, odpowiada, że jej marzeniem jest, by jacyś młodzieńcy przyciągnęli ją choć na chwilę na ziemię, by mogła normalnie porozmawiać i pobawić się z nimi, bo żyjąc na ziemi wszystkich zalotników odtrącała i drwiła z miłości, którą jej okazywali. Teraz wie, że naigrywanie się z czyichś uczuć jest złe i nieludzkie, bo kto nie potrafi żyć pełnią życia, nie potrafi kochać drugiego człowieka, nie może zaznać szczęścia w niebie. Guślarz poinformował piękną pasterkę, że jeszcze przez dwa lata będzie tak błąkać się, bez możliwości odpoczynku, po ziemi, ale później będzie już mogła cieszyć się pełnią szczęścia w raju. Tak, jak i poprzednie duchy, zebrani w kaplicy odpędzają ducha Zosi zaklęciem.

 

Po odejściu duchów Guślarz zwraca się do zgromadzonych, że czas otworzyć drzwi kaplicy i zapalić lampy i świece, ale nagle powstrzymuje ich, bo dostrzega w kącie kaplicy jakąś zjawę. Guślarz zadaje jej wiele pytań, ale ona nic nie odpowiada tylko wpatruje się w kobietę-pasterkę i wskazuje ręką na serce. Nie pomagają zaklęcia i zaklinanie na Boga, bo duch nie chce odejść. Guślarz zwraca się do pasterki, w którą uporczywie wpatruje się duch, czy go zna i po kim nosi żałobę, skoro jej mąż i rodzina są zdrowi. Pasterka jednak też zbywa milczeniem pytania Guślarza, nie chce składać żadnych wyjaśnień, tylko tajemniczo się uśmiecha. Wtedy Guślarz, chcąc pozbyć się natrętnego ducha, nakazuje gromadzie wyprowadzić pasterkę poza kaplicę. Kobieta posłusznie daje się wyprowadzić poza obręb kaplicy, jednak nieustannie ogląda się za siebie. Okazuje się, że widmo krok w krok podąża za nią.

Dziady II