Nad Niemnem - Benedykt Korczyński

epoka: Pozytywizm

Podstawowe informacje o bohaterze

Benedykt Korczyński jest jednym z głównych bohaterów powieści Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem. Pochodzi ze średnio zamożnej rodziny ziemiańskiej o tradycji napoleońskiej. Jego dziadek, Dominik, był legionistą, a ojciec, Stanisław, wychowankiem akademii wileńskiej. Ma dwóch braci, Andrzeja i Dominika oraz siostrę, Jadwigę. Ojciec zadbał o ich gruntowne wykształcenie. Wszyscy synowie ukończyli studia wyższe. Benedykta upoważnił do prowadzenia Korczyna, ich rodzinnej posiadłości. Pomaga mu w tym Marta, dziś dojrzała kobieta, kiedyś osierocona i wychowywana przez rodziców Benedykta. Jego żona, Emilia, jest hipochondryczką, nie zajmuje się domem. Opiekuje się nią Teresa Plińska. Korczyńscy mają dwoje dzieci, Witolda i Leonię.

 

Charakterystyka zewnętrzna

Benedykt to mężczyzna wysoki, barczysty, siwiejący, z długim wąsem i opaloną twarzą o smutnym raczej wyrazie. Ma ciemne posępne oczy i zmarszczone czoło. Dłonie spracowane i duże, „zgrubiałe” od opalenia słońcem. Od konnego jeżdżenia po polach rozrosły mu się kości i muskuły, stąpa dość ciężko. Chodzi w wysokich butach, nosi na sobie płócienny surdut.

 

Charakterystyka wewnętrzna

Światem Benedykta jest Korczyn, wielohektarowa posiadłość jego rodziców. Wywiązuje się doskonale z prowadzenia gospodarstwa: co roku obsiewa zbożem i trawami pastewnymi, sadzi ziemniaki, a potem je sprzedaje gorzelniom, ma inwentarz żywy i kilka zabudowań gospodarskich, o które pieczołowicie dba. Zarobione przez tę ciężką pracę pieniądze inwestuje w naprawę budynków, utrzymanie domu, opłaca synowi studia, a córce szkołę i stancję w Warszawie.

 

Wolny czas spędza na polowaniu, doskonale jeździ konno, chętnie też czyta lokalną prasę. Jest jednak cały czas niespokojny, ciągle jakiś zamyślony i czymś zafrasowany. Przygnębia go m.in. myśl, że tak naprawdę nie ma już żadnego rodzeństwa: Jadwiga wyszła za snoba i materialistę i nie może na nią liczyć; Dominik sprzedał się Rosjanom i nagabuje go teraz, by pozbył się Korczyna i rodzinnej ziemi i przyjechał do niego, a listy od brata przytłaczają go coraz mocniej. Andrzeja z kolei stracił w powstaniu. Rodzice dawno nie żyją, a żona absolutnie nie może być dla niego żadnym wsparciem. Bardziej to on sam musi o nią dbać i tolerować jej fanaberie. Został sam, a za cel swojego życia przyjął walkę o utrzymanie ziemi, by nie przeszła w ręce Rosjan. Tym bardziej, że za udział Korczyńskich w powstaniu część majątku skonfiskowano. Za swój obowiązek patriotyczny uznaje więc oddłużenie gospodarstwa i takie wydźwignięcie go z kłopotów finansowych, by nie było konieczności sprzedaży ziemi.

 

Nie potrafi poradzić sobie z przekonaniem do siebie syna. Witold bowiem nie zgadza się z niektórymi poglądami ojca, a w szczególności jego stosunkiem do chłopów i uporem wobec Bohatyrowiczów. Kiedy Anzelm z Fabianem proszą o zwrot koni pochwyconych na jego polu, ten wybucha gniewem:

tylko mi z oczu ruszajcie! Zaraz!

Jest na tyle zawzięty, że doprowadza konflikt z synem do granic wytrzymałości. Wyzywa Witolda:

milcz! milcz, błaźnie!

Sytuacja w domu jest więc dla niego ogromnym obciążeniem. Zamyka się w sobie i pozwala, by prowadzenie gospodarstwa zajmowało cały jego czas wolny. Justyna na przykład jest świadkiem, kiedy nocą Benedykt siedzi przy biurku nad księgami inwentarskimi:

było coś smutnego i bardzo poważnego w tym człowieku, samotnie o północy w głębi wielkiego, starego domu pracującym.

W czasie kolejnej, najostrzejszej kłótni z synem przechodzi metamorfozę: widzi zrozpaczoną i zdeterminowaną twarz Witolda, jego łzy i słyszy kłujące ojcowskie serce słowa:

coś mam w sobie (…) co mię ku ciemnym otchłaniom popycha…

Opamiętuje się. W swojej wrodzonej wrażliwości tuli ukochanego syna z

oczami pełnymi łez.

Odnajduje w synu bratnią duszę. Od tej pory odzyskuje chęć do życia.