Zdążyć przed Panem Bogiem - Mordechaj Anielewicz

Podstawowe informacje o bohaterze

Mordechaj Anielewicz to jeden z głównych bohaterów pojawiających się w literackim reportażu Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall. Przed wybuchem wojny mieszkał z matką na Solcu (osiedle w Śródmieściu Warszawy). Była ona biedną handlarką, sprzedającą ryby. Podobno kazała synowi malować im skrzela czerwoną farbą, aby wyglądały na świeże i klienci je kupowali. W czasie wojny Anielewicz działał w Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), a podczas powstania w getcie warszawskim był jej komendantem. Ponadto bezpośrednio dowodził grupą walczącą w getcie centralnym. Spotykał się z dziewczyną o imieniu Mira. Razem z około osiemdziesięcioma ŻOB-owcami, którymi dowodził, 8 maja 1943 roku zastrzelił się w bunkrze, głównej kwaterze bojowników żydowskich, przy ulicy Miłej 18 (chociaż nie on, a jeden z jego zastępców wydał komendę do popełnienia zbiorowego samobójstwa). Zanim jednak to zrobił, zabił swoją dziewczynę. W miejscu, w którym miało miejsce tragiczne zdarzenie, znajduje się obecnie skwer, a na nim stoi kamień z napisem upamiętniającym powstańców.

 

Charakterystyka

O wyglądzie zewnętrznym bohatera nie ma w utworze wielu informacji. Wiadomo, że jest on przystojnym młodym mężczyzną. W chwili śmierci ma dwadzieścia jeden lat (tak błędnie podaje Edelman, w rzeczywistości miał dwadzieścia cztery).

 

Z relacji Marka Edelmana wynika, że przed wojną Anielewicz był wiecznie głodnym, porywczym młodzieńcem. Inny bohater występujący w utworze, Henryk Grabowski, wychowywał się w dzieciństwie w tej samej dzielnicy, co Anielewicz. Wspomina go jako zadziornego rozrabiakę i twierdzi, że ten już za młodu potrafił się bić i razem uczestniczyli w bójkach z chłopakami z innych części miasta.

 

W czasie powstania, ku temu, aby Anielewicz został komendantem, nie było szczególnego uzasadnienia. Chciał nim być, a jego towarzysze uważali, że nadawał się do tej roli. Dostrzegali, że był ambitny, zdolny, żywy i oczytany. Miał także dużo zapału do walki przeciwko hitlerowcom. Mimo że od początku powstania twierdził, że nie wierzy w jego zwycięstwo i głośno o tym mówił, opowiadający o nim Edelman przypuszcza, że było jednak inaczej i że miał nadzieję na wygraną. Przy tym Anielewicz odznaczał się porywczością i dziecinną naiwnością. Świadczy o tym choćby to, że kiedy chciał zdobyć dla ŻOB-owców dodatkowy rewolwer, zabił strażnika na ulicy. Nie liczył się z tym, co się może stać w wyniku jego czynu. A stało się to, że hitlerowcy w odwecie zmasakrowali kilkaset osób. Inny przykład zachowania, ilustrujący cechy charakteru Anielewicza, to sytuacja, w której razem ze swoimi ludźmi był prowadzony przez hitlerowców na plac, żeby stamtąd można było odwieźć ich do obozu zagłady. Wówczas niemający broni ŻOB-owcy rzucili się na wrogów z gołymi rękami.

 

Komendant powstania stracił wiarę w zwycięstwo i załamał się ostatecznie wówczas, gdy okazało się, że ŻOB-owcy nie mogą liczyć na pomoc Armii Krajowej (AK). Próbowała ona szturmować getto i pomóc w ten sposób powstańcom, ale akcja ta zakończyła się niepowodzeniem.